30 sierpnia 1997r.
Stałam przed lustrem
znajdującym się w drzwiach szafy w moim pokoju w Malfoy Manor, przyglądając się
własnemu odbiciu Wyglądałam okropnie. Opuchnięte i podkrążone oczy. Twarz blada
i zmęczona, a usta popękane i sine. Czułam się jeszcze gorzej niż w nocy
i tak wyglądałam. Uszczypnęłam się w policzki, chcąc nadać im jakichkolwiek
kolorów.
Bolała mnie głowa. Tak
bardzo, że każdy krok był udręką. Gdy moja stopa dotykała podłogi, miałam
wrażenie, że tysiące igieł wbija się do środka mojej głowy. Marzyłam o tym, by
móc położyć się z powrotem do łóżka i zasnąć. Ale nie mogłam, a wiszący nad
drzwiami zegar tylko mi o tym przypominał, bezlitośnie odliczając minuty do
mojego ślubu.
Nałożyłam podkład i
zakryłam cienie pod oczami korektorem. Malując się, starałam się skupić na
śpiewie ptaków za oknem, jednak koszmar z Gwendolyn pochylającą się w nim nade
mną bezustannie powracł do mnie, rozpraszając mnie. Gwendolyn nie żyła i nie
mogła znaleźć się w moim pokoju. A jednak widziałam ją i byłam tego pewna.
Zaczynam wariować, myślałam.
Gdybym wcześniej nie
zwymiotowała wszystkiego, co miałam w żołądku, pewnie zrobiłabym to w tamtej
chwili. I z powodu klątwy, i z powodu nerwów. Za mniej niż pół godziny miałam
wyjść za mąż i byłam kłębkiem nerwów, wszystko mnie denerwowało, łącznie z
ładną pogodą. Dwadzieścia sześć stopni Celsjusza i ani jednej chmurki na
niebie. Wolałabym, żeby padało. Żeby grzmiało i żeby nieboskłon przecinały
błyskawice. Chciałabym, by to, co za oknem, odwzorowywało to, co czułam
wewnątrz.
Po skończeniu makijażu,
mogłam przyznać, że choć trochę przypominałam dawną siebie. Uśmiechnęłam się. Wszystko
będzie dobrze, Ginny, pomyślałam, to tylko rok.
Ktoś zapukał do drzwi.
– Nie słyszałeś,
że nie powinieneś widzieć panny młodej w dniu ślubu, Malfoy? – powiedziałam,
kiedy Ślizgon wszedł do pokoju. W ręku trzymał eliksir, ten z jego krwią. Nie
dziwne, że smakował tak okropnie.
– To ty jesteś panną
młodą, większy pech mnie nie spotka.
– Z mojej strony wygląda
to jeszcze gorzej. Ty jesteś panem młodym. – Nie mogłam się doczekać powrotu do
Hogwartu. Używania magii i możliwości rzucenia na niego jakiegoś zaklęcia.
Upiorogacka na przykład.
Malfoy podszedł bliżej.
Czułam zapach jego perfum. Jeśli nie byłyby jego, powiedziałabym wtedy, że
ładnie pachną.
– Mama kazała ci to
wypić, zanim zejdziemy na dół. – Rzucił w moją stronę fiolkę z eliksirem.
Złapałam ją i, trzymając naczynie w obydwu dłoniach, spoglądałam na niego
nieufnie.
– Nie jest zatrute? –
zadałam to pytanie pół żartem, pół serio. Co jak co, ale po Malfoyach nie spodziewałam
się uczciwości.
– Jakbym chciał cię
zabić, to już dawno bym to zrobił. Nie przeczytałaś całej książki, co? –
Założył ręce za plecami. – Bo gdybyś to zrobiła, to byś wiedziała, że nie mogę
cię zabić. Ani ja, ani nikt z mojej rodziny. Zostałoby to wtedy uznane za
zdradę i ja też bym umarł.
Wzruszyłam ramionami.
Wyjaśniało to fakt, dlaczego nadal żyłam. Odkręciłam buteleczkę i wypiłam jej
zawartość, próbując nie krzywić się, czując jej ohydny smak i wiedząc, że
znajdowała się w niej krew Malfoya.
– Idziemy?
Nie.
– Tak.
~*~
Wzięłam głęboki wdech,
wchodząc do salonu. Narcyza i urzędnik z Ministerstwa Magii czekali już na nas.
Był to niski, otyły, niemalże już łysy mężczyzna gdzieś po czterdzieste. Idąc w
ich stronę, czułam się jak najbrzydsza panna młoda na świecie. Miałam na sobie
stare, przetarte, dżinsowe rybaczki, białe Conversy i troszeńkę za dużą, białą
bokserkę. Kiedyś, kiedy wyobrażałam sobie mój ślub, widziałam siebie w
przepięknej sukni ślubnej z długim trenem. I to nie tak, że chciałabym się
stroić na ten fałszywy ślub, bo tak nie było, ale odczuwam żal, że moje
marzenia nie dostały szansy na spełnienie się.
Mój przyszły mąż też nie
wyglądał, jakby miał się zaraz żenić. Miał na sobie zwykłe spodnie, z których
wystawała paczka papierosów i biały T-shirt. On i ja ubrani w te nasze białe
bluzki w drodze do ołtarza. Scena niemal jak z mugolskiego filmu, kiedy to dwójka
zakochanych bierze potajemnie ślub pod wpływem chwili. I prawie wszystko się
zgadzało, oprócz tej części o zakochaniu.
Kiedy stanęliśmy obok
urzędnika, ten pociągnął nosem, po czym wyciągnął różdżkę z kieszeni.
– Podajcie sobie ręce.
Drżącą ręką chwyciłam
wyciągniętą dłoń Malfoya. Była zimna i blada jak papier.
– Czy ty, Draconie
Malfoyu, bierzesz sobie za żonę Ginevrę Weasley i ślubujesz jej miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci? – Czułam
nieprzyjemne skręcanie w okolicach żołądka. Takie jak wtedy, gdy się coś
przeskrobie.
– Tak.
Mój oddech przyspieszył,
kiedy urzędnik dotknął różdżką nadgarstka Malfoya i mała, złota nitka oplotła
nasze dłonie.
– Czy ty, Ginevro
Weasley, bierzesz sobie za męża Dracona Malfoya i ślubujesz mu miłość, wierność
i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?
...aż do rozwodu.
Przełknęłam gulę w moim
gardle. Miałam wrażenie, że kiedy otworzę usta, nie wydobędzie się z nich żaden
dźwięk.
– Tak.
Poczułam ciepło, kiedy
druga nitka owinęła się wokół naszych dłoni, by złączyć się z pierwszą. Ręka
trzęsła mi się tak mocno, że aż poruszała ręką Malfoya. Kiedy niteczki
zniknęły, padły słowa, które sprawiły, że nie było już odwrotu. To oficjalne.
Zostałam panią Malfoy.
– Ogłaszam was mężem i
żoną.
Puściliśmy swoje dłonie.
Urzędnik podał nam obrączki; złote i zwyczajne. Wzięłam tę mniejszą i wsunęłam
ją na palec serdeczny. Malfoy w tym czasie zrobił to samo ze swoją. I tak
jak mówiła pani Malfoy, kiedy znalazły się już na naszych palcach, zniknęły.
Ale, mimo że nie było jej widać, nadal czułam jej ciężar.
~*~
Będąc już w pokoju,
głośno trzasnęłam drzwiami za sobą. Ściągnęłam tę przeklętą obrączkę i rzuciłam
nią o ścianę w drugim końcu pomieszczenia. Odbiła się od niej i spadła na podłogę,
by poturlać się gdzieś, gdzie jej nie widziałam.
Krzyknęłam. Wydałam z
siebie żałosny dźwięk rozpaczy. Nie interesowało mnie to, czy ktokolwiek to
usłyszy. Oparłam się o drzwi, po czym zsunęłam się wzdłuż nich, zanosząc się
płaczem. Tęskniłam za domem. Chciałam przytulić się do mamy. Mimo iż nie ma
przebaczenia za to, co mi zrobiła. Mimo iż w tamtej chwili nienawidziłam jej
bardziej niż kogokolwiek, a ból rozdzierał mi serce, chciałabym, żeby
przytuliła mnie ten jeden, ostatni raz. By odebrała to wszystko, co wtedy
czułam. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oplotłam je rękami.
„Pamiętaj, że cię
kocham”
Czy kochałaś mnie wtedy,
kiedy sprzedawałaś moją duszę, mamo?
I w tym momencie, na podłodze w moim pokoju, w moim nowym domu, kiedy
szloch wstrząsał moim ciałem, obiecałam sobie, że nigdy nie wybaczę Molly
Weasley. Kobiecie, która kiedyś była moją matką.
Żadne dzieło sztuki, niewiele zmian, wiem. Postaram się dodać następny najpóźniej w przyszłą sobotę.
Nareszcie! :) Rozdział świetny, ale mam nadzieję, że tym razem nie będziemy musieli tyle czekać. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuń❤
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńJestem pozytywnie zaskoczona, podobało mi się i dodaje do obserwowanych! Nie wiem czy pamiętasz mnie i moje opowiadanie o Gin z Draco znajdujące się pod adresem http://utrata-pamieci.blogspot.com/ ale suszyłaś mi głowę za brak rozdziału drugiego, otóż mam dobrą wiadomość. Nie dość, że wspomniany wcześniej rozdział się pojawił to i trzeci no i czwarty. A w następną niedzielę zawita piąty. Wróciłam jeśli Cię to ucieszy i oczywiście zapraszam Cię do siebie abyś się mogła z moim blogiem zaprzyjaźnić.
OdpowiedzUsuńŚciskam i czekam na więcej,
Marna ;*
Wow! Opowiadanie jest świetne i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :).
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie:
https://nastepcaharrypotterfanfiction.wordpress.com
Pisiaj tu natychmiast nowe rozdziały! :c
OdpowiedzUsuń