[04] Aż do rozwodu

30 sierpnia 1997r.
Stałam przed lustrem znajdującym się w drzwiach szafy w moim pokoju w Malfoy Manor, przyglądając się własnemu odbiciu Wyglądałam okropnie. Opuchnięte i podkrążone oczy. Twarz blada i zmęczona, a usta popękane i sine. Czułam się jeszcze gorzej niż w  nocy i tak wyglądałam. Uszczypnęłam się w policzki, chcąc nadać im jakichkolwiek kolorów.
Bolała mnie głowa. Tak bardzo, że każdy krok był udręką. Gdy moja stopa dotykała podłogi, miałam wrażenie, że tysiące igieł wbija się do środka mojej głowy. Marzyłam o tym, by móc położyć się z powrotem do łóżka i zasnąć. Ale nie mogłam, a wiszący nad drzwiami zegar tylko mi o tym przypominał, bezlitośnie odliczając minuty do mojego ślubu.
Nałożyłam podkład i zakryłam cienie pod oczami korektorem. Malując się, starałam się skupić na śpiewie ptaków za oknem, jednak koszmar z Gwendolyn pochylającą się w nim nade mną bezustannie powracł do mnie, rozpraszając mnie. Gwendolyn nie żyła i nie mogła znaleźć się w moim pokoju. A jednak widziałam ją i byłam tego pewna.
Zaczynam wariować, myślałam.
Gdybym wcześniej nie zwymiotowała wszystkiego, co miałam w żołądku, pewnie zrobiłabym to w tamtej chwili. I z powodu klątwy, i z powodu nerwów. Za mniej niż pół godziny miałam wyjść za mąż i byłam kłębkiem nerwów, wszystko mnie denerwowało, łącznie z ładną pogodą. Dwadzieścia sześć stopni Celsjusza i ani jednej chmurki na niebie. Wolałabym, żeby padało. Żeby grzmiało i żeby nieboskłon przecinały błyskawice. Chciałabym, by to, co za oknem, odwzorowywało to, co czułam wewnątrz.
Po skończeniu makijażu, mogłam przyznać, że choć trochę przypominałam dawną siebie. Uśmiechnęłam się. Wszystko będzie dobrze, Ginny, pomyślałam, to tylko rok.
Ktoś zapukał do drzwi.
– Nie słyszałeś,  że nie powinieneś widzieć panny młodej w dniu ślubu, Malfoy? – powiedziałam, kiedy Ślizgon wszedł do pokoju. W ręku trzymał eliksir, ten z jego krwią. Nie dziwne, że smakował tak okropnie.
– To ty jesteś panną młodą, większy pech mnie nie spotka.
– Z mojej strony wygląda to jeszcze gorzej. Ty jesteś panem młodym. – Nie mogłam się doczekać powrotu do Hogwartu. Używania magii i możliwości rzucenia na niego jakiegoś zaklęcia. Upiorogacka na przykład.
Malfoy podszedł bliżej. Czułam zapach jego perfum. Jeśli nie byłyby jego, powiedziałabym wtedy, że ładnie pachną.
– Mama kazała ci to wypić, zanim zejdziemy na dół. – Rzucił w moją stronę fiolkę z eliksirem. Złapałam ją i, trzymając naczynie w obydwu dłoniach, spoglądałam na niego nieufnie.
– Nie jest zatrute? – zadałam to pytanie pół żartem, pół serio. Co jak co, ale po Malfoyach nie spodziewałam się uczciwości.
– Jakbym chciał cię zabić, to już dawno bym to zrobił. Nie przeczytałaś całej książki, co? – Założył ręce za plecami. – Bo gdybyś to zrobiła, to byś wiedziała, że nie mogę cię zabić. Ani ja, ani nikt z mojej rodziny. Zostałoby to wtedy uznane za zdradę i ja też bym umarł.
Wzruszyłam ramionami. Wyjaśniało to fakt, dlaczego nadal żyłam. Odkręciłam buteleczkę i wypiłam jej zawartość, próbując nie krzywić się, czując jej ohydny smak i wiedząc, że znajdowała się w niej krew Malfoya.
–  Idziemy?
Nie.
– Tak.
~*~

Wzięłam głęboki wdech, wchodząc do salonu. Narcyza i urzędnik z Ministerstwa Magii czekali już na nas. Był to niski, otyły, niemalże już łysy mężczyzna gdzieś po czterdzieste. Idąc w ich stronę, czułam się jak najbrzydsza panna młoda na świecie. Miałam na sobie stare, przetarte, dżinsowe rybaczki, białe Conversy i troszeńkę za dużą, białą bokserkę. Kiedyś, kiedy wyobrażałam sobie mój ślub, widziałam siebie w przepięknej sukni ślubnej z długim trenem. I to nie tak, że chciałabym się stroić na ten fałszywy ślub, bo tak nie było, ale odczuwam żal, że moje marzenia nie dostały szansy na spełnienie się.
Mój przyszły mąż też nie wyglądał, jakby miał się zaraz żenić. Miał na sobie zwykłe spodnie, z których wystawała paczka papierosów i biały T-shirt. On i ja ubrani w te nasze białe bluzki w drodze do ołtarza. Scena niemal jak z mugolskiego filmu, kiedy to dwójka zakochanych bierze potajemnie ślub pod wpływem chwili. I prawie wszystko się zgadzało,  oprócz tej części o zakochaniu.
Kiedy stanęliśmy obok urzędnika, ten pociągnął nosem, po czym wyciągnął różdżkę z kieszeni.
– Podajcie sobie ręce.
Drżącą ręką chwyciłam wyciągniętą dłoń Malfoya. Była zimna i blada jak papier.
– Czy ty, Draconie Malfoyu, bierzesz sobie za żonę Ginevrę Weasley i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci? – Czułam nieprzyjemne skręcanie w okolicach żołądka. Takie jak wtedy, gdy się coś przeskrobie.
– Tak.
Mój oddech przyspieszył, kiedy urzędnik dotknął różdżką nadgarstka Malfoya i mała, złota nitka oplotła nasze dłonie.
– Czy ty, Ginevro Weasley, bierzesz sobie za męża Dracona Malfoya i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?
...aż do rozwodu.
Przełknęłam gulę w moim gardle. Miałam wrażenie, że kiedy otworzę usta, nie wydobędzie się z nich żaden dźwięk.
– Tak.
Poczułam ciepło, kiedy druga nitka owinęła się wokół naszych dłoni, by złączyć się z pierwszą. Ręka trzęsła mi się tak mocno, że aż poruszała ręką Malfoya. Kiedy niteczki zniknęły, padły słowa, które sprawiły, że nie było już odwrotu. To oficjalne. Zostałam panią Malfoy.
– Ogłaszam was mężem i żoną.
Puściliśmy swoje dłonie. Urzędnik podał nam obrączki; złote i zwyczajne. Wzięłam tę mniejszą i wsunęłam ją na palec serdeczny. Malfoy w tym czasie zrobił to samo ze swoją.  I tak jak mówiła pani Malfoy, kiedy znalazły się już na naszych palcach, zniknęły. Ale, mimo że nie było jej widać, nadal czułam jej ciężar.
~*~
Będąc już w pokoju, głośno trzasnęłam drzwiami za sobą. Ściągnęłam tę przeklętą obrączkę i rzuciłam nią o ścianę w drugim końcu pomieszczenia. Odbiła się od niej i spadła na podłogę, by poturlać się gdzieś, gdzie jej nie widziałam.
Krzyknęłam. Wydałam z siebie żałosny dźwięk rozpaczy. Nie interesowało mnie to, czy ktokolwiek to usłyszy. Oparłam się o drzwi, po czym zsunęłam się wzdłuż nich, zanosząc się płaczem. Tęskniłam za domem. Chciałam przytulić się do mamy. Mimo iż nie ma przebaczenia za to, co mi zrobiła. Mimo iż w tamtej chwili nienawidziłam jej bardziej niż kogokolwiek, a ból rozdzierał mi serce, chciałabym, żeby przytuliła mnie ten jeden, ostatni raz. By odebrała to wszystko, co wtedy czułam. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oplotłam je rękami.
„Pamiętaj, że cię kocham”
Czy kochałaś mnie wtedy, kiedy sprzedawałaś moją duszę, mamo?

I w tym momencie, na podłodze w moim pokoju, w moim nowym domu, kiedy szloch wstrząsał moim ciałem, obiecałam sobie, że nigdy nie wybaczę Molly Weasley. Kobiecie, która kiedyś była moją matką.


Żadne dzieło sztuki, niewiele zmian, wiem. Postaram się dodać następny najpóźniej w przyszłą sobotę.