6 września 1997r.
W sobotni poranek jak najszybciej
pochłaniam śniadanie i uciekam z Wielkiej Sali. Nie tylko dlatego, że za pół
godziny mam przesłuchanie w sprawie „uciekinierów”, jak to określiła Alecto
Carrow, ale również przez to, że dzisiejsze jedzenie nie smakuje dobrze, a
także nie pachnie najlepiej.
Wieść o tym, że jako pierwsza
zostanę przesłuchana, już dawno obiegła szkołę, dlatego od rana jestem
zaczepiana i bacznie obserwowana przez innych. W drodze do dormitorium kilka
razy uczniowie zatrzymują mnie, poklepują po ramionach i mówią: „Powodzenia,
Ginny!”, dlatego kiedy tylko znajduję się w moim dormitorium, z ulgą zamykam za
sobą drzwi i opieram się o nie. Nareszcie sama…
Stąd widzę kopertę od Molly leżącą
na szafce nocnej obok mojego łóżka. Patrząc na nią, czuję pustkę w środku.
Brakuje mi czegoś. Straciłam coś bezpowrotnie. I nie wiem, czy ta dziura
kiedykolwiek się wypełni. Bo jak może? Własna matka mnie sprzedała.
Powinnaś je przeczytać, przypominam
sobie słowa Ślizgona.
Niech cię diabli, Malfoy!
Podchodzę do łóżka i sięgam po
kopertę. Staram się na nią nie patrzeć, dlatego potrącam szklankę stojącą obok
niej.
– Cholera – warczę, słysząc dźwięk
tłuczonego szkła. Odruchowo wysuwam różdżkę z kieszeni szaty. – Reparo! –
Odłamki łączą się w całość, a po stłuczeniu nie ma ani śladu. Podnosząc z
podłogi naczynie, myślę o tym, że chciałabym, żeby moje życie zostało
naprawione w taki sam sposób. Łatwo, szybko, bez żadnych ran. Wzdycham. Już nic
nigdy nie będzie takie samo. Na zawsze pozostanę potłuczoną szklanką.
Siadam na brzegu materaca i drżącą dłonią
wyciągam jeden list. Wygląda na stary - pergamin jest pożółkły i pogięty. Zanim
go otwieram, przez chwilę walczę ze sobą. Nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć,
co znajduje się w środku. Tylko jeden, obiecuję sobie w myślach i, wstrzymując
oddech, rozkładam go.
16.10.1985r.
Dzisiaj spotkałam go po raz pierwszy. Włosy
ma strasznie jasne, niemalże białe. W jego szarych oczach błyszczą wesołe
ogniki. Myślę, że dobre z niego dziecko, a przynajmniej mam taką nadzieję. Może
po tym, jak Sam–Wiesz–Kto zniknął, mały Draco ma szansę na normalne dzieciństwo
i życie?
Miał pięć lat. Ciężko mi sobie wyobrazić
Malfoya, nawet tak małego, jako szczęśliwego człowieka. Odkąd pamiętam, był
zarozumiałym, nieszczęśliwym, może i zadowolonym, ale zdecydowanie nieszczęśliwym,
chłopcem.
Nie tego się spodziewałam. Choć tak
naprawdę sama nie wiem, czego oczekiwałam od tych listów, z pewnością nie było
to to.
Mój wzrok z powrotem wędruje w
kierunku koperty. Ciekawość zżera mnie od środka i mimo złożonej sobie
obietnicy wysuwam drugi list.
11.05.1986r.
Dzisiaj to Ty spotkałaś go po raz pierwszy.
Zabrałam Cię do Ministerstwa Magii. Odwróciłam się na chwilę, a Ciebie już nie
było. Znalazłam Cię z nim, bawiliście się koło schowka na miotły przy biurze
Artura. Kiedy chciałam Cię zabrać, nie chciałaś odejść. Czy… zrobiliśmy dobrze?
Pamiętam ten dzień. Pamiętam złość
Molly i zaskoczenie w jej oczach. Jednak nie wiedziałam, że tym blondwłosym
chłopakiem, z którym się bawiłam wtedy, był Draco Malfoy. Jakim cudem mogliśmy
się kiedykolwiek bawić razem? Niemalże parskam śmiechem, bo zdaję sobie sprawę
z tego, że Malfoy też kiedyś był dzieckiem i się bawił. To takie dziwne…
Odkładam pergamin na kołdrę, zastanawiając
się nad tym, dlaczego pisała te listy. Biorąc pod uwagę grubość koperty,
musiała to robić przez lata. Czuję złość, kiedy myślę nad odpowiedzią na to
pytanie. Chciała zrozumienia. Być może przebaczenia. A na to już za późno.
Następny list jest poplamiony, musiała
płakać, kiedy go pisała.
21.08.1986r.
Wczoraj Cię popchnął. Upadłaś, uderzając
głową o posadzkę. Płakałaś, a on się śmiał, stojąc nad Tobą. Nie ma już w nim
tych wesołych ogników sprzed paru lat. Jest taki podobny do ojca…
Nie chcesz mi powiedzieć, co takiego się
stało między Wami, tylko tyle, że go nienawidzisz.
Zastanawiam się, czy postąpiliśmy słusznie.
Czy powinniśmy byli…
I wiem, że nie.
Przepraszam, Ginny.
Mam ochotę go spalić, jednak zamiast
tego zwijam pergamin w kulkę i rzucam nim o ścianę. Nie chcę jej przeprosin,
nie chcę jej błagań o wybaczenie.
Przesuwam się pod ścianę i podciągam
kolana do klatki piersiowej. Zamykam oczy, ignorując łzy zbierające się pod
powiekami. Ten dzień również pamiętam. Byliśmy wtedy na ulicy Pokątnej. Malfoy
nazwał mnie głupią zdrajczynią krwi i miłośniczką mugoli, powiedział, że mój
tata jest chory i że ma nadzieję, że spotka go kara za to, co robi z mugolskim
sprzętem. A ja go uderzyłam z pięści w klatkę piersiową. Z całej siły, jaką
tylko miałam w sobie. I wtedy mnie popchnął. Molly nie wiedziała, że to ja
zaczęłam, ale tak bardzo bałam się kary, że nigdy nie przyszło mi się do tego
przyznać.
Chowam listy do koperty, a potem
zamykam ją w szufladzie szafki nocnej. Nie chcę na nie patrzeć. Nie chcę ich
czytać. Nigdy więcej.
Już czas. Zegar wskazuje ósmą
czterdzieści osiem. Przed wyjściem przystaję jeszcze przed lustrem, wygładzam
szkolną szatę, szczypię się w policzki, by nadać mojej szarej buzi jakiś kolor
i z niesmakiem patrzę na to, co zostało z Ginny Weasley, i na to, co stało się
Ginny Malfoy.
~*~
Przesłuchania odbywają się w starej, dawno
nieużywanej sali w lochach, w której jeszcze nigdy nie byłam. Przed jej
drzwiami stoi dwóch śmierciożerców, maski zasłaniają im twarze, pewnie po to,
by wystraszyć przesłuchiwanych. Udaje im się - na moich rękach pojawia się
gęsia skórka, kiedy przechodzę obok nich i pukam do wiekowych drzwi. Nie słyszę
żadnego zaproszenia, ale i tak naciskam na klamkę.
W sali nie ma żadnych mebli oprócz stołu i
dwóch krzeseł, a na jednym z nich siedzi Snape. Nawet nie podnosi na mnie
wzroku, kiedy wchodzę.
– Dzień dobry – mówię, rozglądając
się po pomieszczeniu. Ściany są pomalowane na szaro, okna brudne i zakurzone, a
podłogę przykryto zielonym dywanem. Nie oczekując odpowiedzi ani pozwolenia,
siadam na wolnym krześle naprzeciwko Snape’a.
Na stole leży kilka pergaminów i
samopiszące pióro.
– Imię i nazwisko?
– Ginevra Malfoy. – Słowa samowolnie
wypływają z moich ust. – Co? – pytam ze zdziwieniem. – Jak to możliwe…? – To niemożliwe,
nie piłam Veritaserum ani nikt nie rzucał na mnie żadnych zaklęć.
– Podaliśmy Veritaserum do
śniadania. – Jego głos jest znudzony. – Czy wie pani gdzie mogą przebywać Harry
Potter, Ronald Weasley i Hermiona Granger?
No tak. To dlatego wszystko
smakowało tak okropnie dzisiaj.
– Nie. – W tej chwili jestem
wdzięczna, że brat i jego przyjaciele nie chcieli podzielić się ze mną żadnymi
informacjami związanymi z ich misją.
– Czyli pani brat nie leży w domu
chory na Groszopryszczkę?
Zagryzam mocno wargi, by nie
odpowiadać, ale to na nic.
– Nie.
– Więc gdzie jest i z kim uciekł?
– Nie wiem. Z Harrym Potterem i
Hermioną Granger. – Wiem, że to podejrzewali, ale i tak czuję się winna.
– Czy wie pani coś, co mogłoby nam
pomóc ich znaleźć?
– Nie. – Nie mogę się powstrzymać.
Uśmiech triumfu wykrzywia moje usta w momencie, gdy Snape spogląda na mnie,
zaciskając usta w cienką linię.
– Czy zauważyła pani jakieś
podejrzane zachowania u zaginionych przed ich ucieczką?
Uśmiech schodzi mi z twarzy.
– Hermiona chodziła po domu i zabierała
różne rzeczy, myślę, że się pakowała, ciągle czytała “Baśnie Barda Beedle’a”,
mówiła, że podobają jej się historie, jednak za każdym razem, gdy ją widziałam,
przyglądała się im…
– Czemu dokładnie się przyglądała?
– Jakiejś stronie.
Mam ochotę zaszyć sobie usta. Jestem na
siebie wściekła.
– Jakieś inne podejrzane zachowania, pani
Malfoy?
Prycham. Ja wam wszystkim dam panią Malfoy…
– Krzątali się po kątach, szeptali. Dobrze
się kryli, często mówili o Dumbledorze i jakiejś misji, ale za każdym razem,
kiedy wchodziłam do pokoju, kończyli temat. Samopiszące pióro szybko skacze, notując nasze
słowa. Najchętniej złapałabym je i połamała na milion kawałków, a potem
wetknęła Nietoperzowi do gardła.
– Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za
prychanie, pani Malfoy – mówi i,
choć jego twarz nie wyraża żadnych emocji, wiem, że cieszy się z przebiegu tej
rozmowy. – Co pani wie o ucieczce pani współlokatorek – Mary Parker i Alice
Fray?
– Nic.
– Czy utrzymywała pani z nimi kontakt po
ukończeniu piątego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart?
– Nie.
– Dziękuję, jest pani wolna, pani Malfoy.
Nie czekam, aż zmieni zdanie, podrywam się
z krzesła, jakby właśnie coś mnie
oparzyło i szybkim krokiem kieruję się w stronę drzwi, a kiedy znajduję się za
nimi, puszczam się biegiem do pokoju wspólnego, mijając w drodze Natalie idąca
na swoje przesłuchanie.
~*~
Kiedy wchodzę do pokoju wspólnego,
wszyscy obecni wstają. Nie ma wielu osób – reszta jest na śniadaniu, gdzie
właśnie spożywają Eliksir Prawdy.
Neville
i Colin podchodzą do mnie, a reszta uczniów stoi, czekając na to, co powiem.
– Co
się stało? – zmartwienie brzęczy w głosie Neville’a.
–
Podali nam Veritaserum – szepczę. Nie chcę siać paniki.
Czuję,
jak drżą mi wargi. Boję się tego, co może się stać. Nikt z nas nie może kłamać,
siłą wydobędą z nas informację o naszych przyjaciołach i rodzinach. Wielu z nas
zna ich miejsca pobytu. Znajdą ich i zabiją.
–
Ginny, nie wygłupiaj się. Niby jak? – Colin marszczy brwi.
– Na
Merlina, czy ja wyglądam jakbym żartowała?! – podnoszę głos. Paru Gryfonów
pochyla się bliżej nas, by słyszeć o czym rozmawiamy. – Podali nam je na
śniadaniu, dlatego było takie niesmaczne – znowu mówię ciszej.
Chłopcy
patrzą na mnie, jakbym zwariowała.
Chyba zapomnieli, że to już nie jest Hogwart.
–
Ginny… – Colin zaczyna, ale ja nie daję mu szansy na skończenie zdania.
– To
nie są żarty! – Łapię go za ramiona i potrząsam nim. – W kim się podkochujesz
od czwartego roku? A ty, Neville, gdzie są twoi rodzice?
Wiem,
że żaden z nich nie powiedziałby prawdy w takiej sytuacji, gdyby nie był pod
wpływem eliksiru. Zwłaszcza Neville, ale na przeprosiny przyjdzie czas później.
– W Demelzie Robins. – Creevey
zatyka dłonią usta. – O cholera!
– W
Świętym Mungu. – Neville spuszcza wzrok, ale od razu go podnosi. Na kilka
sekund przenosi go na Colina i uśmiecha się smutno do niego. – Czy ktoś z was
nie był na śniadaniu?! – Odwraca się w kierunku reszty Gryfonów.
Nikt
nie odpowiada. W oczach Colina dostrzegam przerażenie.
– Co teraz? – pyta blondyn.
– Myślicie,
że ktoś mógł jeszcze nie zjeść śniadania?
–
Wątpię. Jest dziewiąta piętnaście, do zamknięcia Wielkiej Sali zostało
piętnaście minut. – Wzdycham. Myślę nad jakimś rozwiązaniem. – Ile osób ma
zostać dzisiaj przesłuchanych? Dwadzieścia? I chyba wszyscy są związani ze
sprawą Harry’ego, a raczej nikt nic nie wie w tym temacie. Inni prawdopodobnie
też nie zdradzali tym osobom swoich planów, wiedząc, że będą oni pierwsi pytani
o ucieczki, prawda?
–
Chyba masz rację. – Creevey się uśmiecha. – A terminów kolejnych przesłuchań
jeszcze nie ustalono, więc chyba damy radę coś wymyślić do tego czasu?
Kiwam
głową. Mam nadzieję, że będzie dobrze i że nasze założenia się sprawdzą.
Przesłuchania potrwają jeszcze trzy godziny i by utwierdzić się w naszym
przekonaniu, że dzisiaj pytani nie wiedzą wiele, postanawiamy czekać na
wszystkich.
Ci,
którzy byli z nami w pokoju wspólnym, wychodzą, wiedząc już, że i tak im
niczego nie zdradzimy, a my siadamy.
– Co
im powiedziałaś? – Neville szturcha mnie ramieniem, kiedy jesteśmy już tylko we
trójkę.
–
Myślę, że nic ważnego. O książce Hermiony, o pakowaniu i o tym, że szeptali po
kątach. Nie sądzę, by wyciągnęli z tego coś przydatnego. Niestety Snape spytał
mnie o Rona i teraz wie, że uciekł z Harrym i Hermioną… – Ze smutkiem spuszczam
głowę.
– To
nie twoja wina, Gins. – Colin otacza mnie ramieniem i przytula do siebie. – I
tak nic im to nie da.
–
Mhm. – Kiwam głową, a kilka czarnych plam pojawia się przed moimi oczami. Mimo
że wczoraj widziałam się z Malfoyem, czuję się słabo i trochę trzęsą mi się
nogi. Widocznie stres i nerwy dają mi się we znaki.
–
Moja kolej. – Creevey wskazuje palcem na zegar wiszący nad wyjściem z pokoju
wspólnego. – Trzymajcie kciuki.
Pokazuje
mu, że zamykam kciuki w swoich pięściach i czekam, aż wyjdzie.
–
Muszę iść do toalety. – Podnoszę się z fotela, kiedy chłopak znika za obrazem.
Szybko wbiegam na schody, upewniam się, że jestem sama i ściągam obrączkę z
palca.
– Musimy się spotkać. – Stukam
różdżką w pierścionek, po czym zakładam go z powrotem, by zniknął. Nie chcę, by
w razie czego ktoś zobaczył mnie z nim w ręce.
Upływa niecała minuta, zanim czuję
ciepło rozchodzące się po palcu. Jeszcze raz zsuwam obrączkę, by przeczytać
odpowiedź.
Wiem. O 20 w dormitorium.
~*~
Po
dwunastej, kiedy przesłuchania się kończą, a nasze przeczucia związane z
przesłuchiwanymi się sprawdzają – nikt nie powiedział niczego, co mogłoby komuś
zaszkodzić – dwie sowy pukają do okna pokoju wspólnego.
–
Colin Creevey i Ginevra Weasley! – woła jakiś Gryfon, który odebrał listy od
sów.
–
Tutaj! – krzyczę i macham ręką, dając mu znać, gdzie jesteśmy. – Dzięki –
mówię, kiedy niewysoki, pryszczaty blondyn podaje mi koperty.
Prefekci
i prefekci naczelni,
proszę
Was o poinformowanie Waszych domów o obowiązkowym apelu w Wielkiej
Sali o godzinie czternastej.
Z wyrazami
szacunku
Minerva
McGonagall
zastępca dyrektora
– U
mnie to samo – mówi Colin, zaglądając mi przez ramię. – Chcesz męskie czy
żenskie dormitoria?
–
Śmieszne. Jasne, że żeńskie. Wasze pokoje śmierdzą wami i testosteronem, a twój
śmierdzi najbardziej! – Daję mu kuksańca w bok. – A teraz pomóż mi wstać, nie
mam siły! – wołam ze śmiechem, choć wcale mi do śmiechu nie jest, bo naprawdę
bolą mnie wszystkie mięśnie, pulsuje mi w głowie, a na dodatek zdążyłam już
zwymiotować śniadanie godzinę temu. Wyciągam dłonie w jego kierunku i staram
się zignorować złe przeczucie.
~*~
– Przyspieszcie, bo się spóźnimy! –
Natalie pędzi dwa metry przede mną i Colinem i marudzi. – Jest za dwie, Neville
i wszyscy już na nas czekają!
– Naprawdę tak bardzo się spieszysz
na spotkanie ze Śmierciojadami i Nietoperzem? – Colin parska śmiechem ze
swojego żartu, a ja uśmiecham się delikatnie.
– Nie, po prostu nie chcę się ZNOWU
przez was spóźnić! – Dziewczyna zatrzymuje się, by odwrócić się do nas i rzucić
nam wrogie spojrzenie. – Możecie się pospieszyć?
– Musiała podkreślić „znowu”, nie? –
Teraz to ja chichoczę i puszczam oczko do Creevey’a, zadając mu pytanie.
– Musiała. – Chłopak potakuje głową
i znowu się śmieje.
– Proszę was!
Ze śmiechem przyspieszamy i niemalże
truchtem docieramy do drzwi Wielkiej Sali, które akurat się otwierają.
– Zdążyliśmy! I o co było tyle
krzyku, Natalie?
– Zamilcz, Creevey – cedzi przez
zaciśnięte zęby i przeciska się między ludźmi do przodu. Zanim znika mi z oczu,
mam wrażenie, że coś mówi i nie brzmi to przyjaźnie. „Jeszcze zobaczycie”. Dziwne,
myślę.
Chcę o to spytać Colina, ale nie
zdążam, bo ten tak mocno ciągnie mnie za rękę w kierunku Neville’a, że aż
ciemnieje mi na chwilę przed oczami.
Siadamy tak, że mam doskonały widok
na stół Slytherinu i przyłapuję się na tym, że szukam wzrokiem Malfoya, jednak
nigdzie nie mogę go znaleźć. Dostrzegam za to śmierciożerców stojących przy ścianie
obok Ślizgonów i odwracam się, by sprawdzić, czy również stoją pod przeciwną ścianą.
– Po
co oni tu są? – szepczę do ucha Neville’a w momencie gdy drzwi się zamykają.
– Nie
wiem, ale nie wygląda to dobrze. Może… – Neville’owi przerywa znaczące
odchrząknięcie Snape’a, stojącego przy mównicy.
–
Prawdopodobnie już wszyscy wiecie, że wraz z dzisiejszym śniadaniem spożyliście
Eliksir Prawdy, lecz nie przejmujecie się tym, gdyż nie wywieszono jeszcze dat
kolejnych przesłuchań. Pragnę was zapewnić, iż działanie Veritaserum utrzyma
się do końca naszego przesłuchiwania, gdyż kolejne zaczyna się właśnie teraz.
Rozmowy
wypełniają salę.
– Co?
Ale jak to? – rzucam pytanie, na które nie dostaję odpowiedzi.
–
Zaczniemy od uczniów Hufflepuffu. – Na te słowa wszyscy śmierciożercy podchodzą
do ich stołu i otaczają go z każdej strony. – Ja zadam wam pytania, a moi
towarzysze dopilnują, by każdy, kto odpowie, wystąpił. Puchoni, czy ktoś z was
posiada wiedzę, która pomogłaby nam znaleźć Harry’ego Pottera lub innych
uciekinierów?
– Czy
oni tak mogą? – Jestem tak bardzo zaskoczona, że aż ciężko mi wydobyć z siebie
to zdanie. Nerwowo zaciskam dłonie w pięści i wbijam paznokcie w delikatną
skórę. To się nie może dziać.
– Jak
widać, mogą – odpowiada Neville, nie odwracając wzroku od mównicy dyrektora. –
I właśnie to robią.
Kilku
Puchonów odpowiada „ja”. Przez chwilę nic się nie dzieje, wszyscy stoją lub
siedzą w bezruchu, a potem Snape kiwa głową i kilkunastu śmierciożerców robi
krok do przodu.
– Co
się dzieje? – pyta siedząca naprzeciwko mnie Lavender Brown, ale nikt jej
nie odpowiada. Ludzie obserwują, jak śmierciożercy szarpią za ramiona
tych, którzy odpowiedzieli, siłą wyciągają ich z ławek. Ustawiają ich w rzędzie
na środku sali pomiędzy ich stołem a naszym. Liczę ich po cichu na palcach. Jeden,
dwa, trzy… szesnaście, siedemnaście, osiemnaście. Jest ich osiemnastu.
–
Ravenclaw! – woła Snape, a śmierciożercy przechodzą do ich stołu. Powtarza
pytanie i do Puchów dołącza siedem osób, a jedną z nich jest Amanda Harper,
blondwłosa prefekt. Po jej policzkach, i kilku innych, spływają łzy.
–
Gryffindor! – Teraz to mnie i moich przyjaciół otaczają śmierciożercy. Mam
gęsią skórkę. – Gryfoni, czy ktoś z was posiada wiedzę, która pomogłaby nam
znaleźć Harry’ego Pottera lub innych uciekinierów?
–
Merlinie, to twój brat, Colin – szepczę z przerażeniem i łapię go za rękę,
kiedy słudzy Voldemorta wyciągają Gryfonów z ławki. Creevey mocno splata swoje
palce z moimi. Wstrzymując oddech, patrzę, jak prowadzą jego brata wraz z
jedenastoma innymi uczniami naszego domu. – O kim on może coś wiedzieć?
Zanim Colin zdąża otworzyć usta,
Gryfon z piątego roku, którego imienia nie pamiętam, wyrywa się
śmierciożercy.
– Nie! – krzyczy i rzuca się biegiem
w stronę zamkniętych drzwi Wielkiej Sali. Wywleczeni na środek bez chwili
zastanowienia podążają za nim, a prowadzeni uczniowie Gryffindoru wyrywają się
śmierciożercom i rozbiegają na różne strony. Dennis, brat Colina, biegnie w
naszą stronę.
Marcus, przypominam sobie jego imię,
dopada drzwi i, ku mojemu zaskoczeniu, otwiera je. Najwyraźniej nikt nie
przewidział, że ktokolwiek będzie chciał uciec. Albo że dobiegnie tak daleko.
Staje i trzymając za klamkę, odwraca się.
– Uciek… – jego krzyk zostaje
przerwany w połowie słowa. Chłopak pada na ziemię jak długi, kiedy czerwone światło
Drętwoty w niego uderza.
A potem zaczynają szybować kolejne
zaklęcia i wybucha panika. Uczniowie krzyczą, niektórzy wstają i wyciągają
swoje różdżki. Poniektórzy próbują powalić śmierciożerców zaklęciami, jednak
nikomu nie udaje się trafić, a póżniej od razu dostają Drętwotą.
Już wyjmuję różdżkę, by coś zrobić,
ale ledwo udaje mi się ją wysunąć z kieszeni, w moją rękę trafia Expelliarmus,
pozbawiający mnie mojej jedynej broni. Podnoszę wzrok i widzę, jak moja różdżka
wpada w dłoń Dracona Malfoya. Nawet na mnie nie patrzy. Chowa swoją zdobycz do
szaty, a potem robi coś, co znowu przypomina mi o jego prawdziwej naturze.
Sprawia, że Dennis Creevey upada, uderzony jego zaklęciem.
– Ty sykinsynie! – Colin wstaje z
wyciągniętą przed siebie różdżką. Podnosi ją, by porazić Malfoya, ale ktoś z
głębi pomieszczenia rozbraja go, a potem zwala z nóg Drętwotą.
– Colin! – krzyczę i opadam na
kolana obok niego. Odruchowo zaczynam szukać różdżki, ale przypominam sobie, że
zabrał mi ją Malfoy. Bezbronna, zostaję na podłodze i czekam na koniec.
Nie mija minuta, a całe zamieszanie
ustaje.
Rozglądam się.
Na posadzce Wielkiej Sali leży
kilkadziesiąt osób. Śmierciożercy wrócili pod ściany, a Malfoy znowu gdzieś
zniknął. Jeszcze raz ogarniam wzrokiem salę w poszukiwaniu go i już wiem, dlaczego
nie mogłam go wcześniej znaleźć.
Malfoy stoi pod ścianą.
Malfoy stoi ze śmierciożercami.
Jako jeden z nich.
~*~
Godzinę
przed umówionym spotkaniem przychodzę do małżeńskiego dormitorium. Tak, jak
mówił Snape, posąg Jednorękiego czarodzieja wpuszcza mnie na nasze nazwisko
nazwisko Malfoya.
To dormitorium wygląda niemalże
identycznie jak to, które dzielę z Natalie, jednak jest większe i całe w
barwach Slytherinu. Jest tu duże, drewniane, małżeńskie łoże z zielonym
baldachimem i pościelą, dwie szafki nocne, okrągły, dębowy stół z czterema
krzesłami oraz duża łazienka z wanną i prysznicem. Gdybym została czyjąś żoną
nie pod przymusem i z miłości, z pewnością cieszyłabym się z takiego pokoju.
Kładę się na łóżku, rozmyślając o
dzisiejszych wydarzeniach. Po tym, jak wszystko ustało, Snape kazał nam,
wszystkim niesparaliżowanym, wyjść, mówiąc, że z resztą musi omówić szczegóły
ich kar. Długą godzinę później, którą przesiedziałam w pokoju wspólnym razem z
połową Gryffindoru, Colin i ci, którzy już byli przesłuchiwani, wrócili. W
ramach pierwszego szlabanu muszą dzisiaj wieczorem wyszorować Wielką Salę bez
magii. Oby kolejne kary były tak samo łagodne.
Staram się nie myśleć o tym, ile
osób zostanie schwytanych, torturowanych i zabitych przez podstęp, którego
dopuścili się śmierciożercy. Zamiast tego skupiam się na nienawiści, jaką czuję
do Malfoya. Jak on śmiał?
Punkt ósma Malfoy wchodzi do pokoju.
Od razu podchodzi do łóżka i kładzie obok mnie moją różdżkę, po czym bez słowa
odwraca się do mnie plecami i oddala się, by usiąść na krześle przy stole.
– Nie miałeś prawa. – Zabieram
różdżkę i podciągam się wyżej, by oprzeć się o poduszki. – Nigdy więcej mi jej
nie zabieraj.
Siedzi niewzruszony. Wygląda jak
śmierć, nie sądzę, by spał przez ostatnią dobę, ale w tym momencie nie jest mi
go żal.
– A to, co zrobiłeś Dennisowi…
Jesteś potworem, Malfoy.
Głupi uśmieszek wstępuje na jego
usta.
– W tym budynku jest więcej
potworów, niż myślisz. – Kręci głową i parska śmiechem. Wygląda jak szaleniec. –
Przy nich jestem niegroźny.
– Nie wierzę, że kiedykolwiek
pomyślałam, że możesz być człowiekiem. – wypluwam te słowa z takim jadem,
jakiego bym się po sobie nie spodziewała.
Malfoy przestaje się śmiać. Mija kilka
sekund, nim odpowiada, zupełnie jakby nie wiedział, czy powinien się odzywać.
– To
już nie jest Hogwart. Zasady się zmieniły i każdy robi to, co musi, by
przetrwać.
Resztę
wieczoru spędzamy w ciszy.
________________________________
Wybaczcie poślizg.
Bardzo proszę o opinie o rozdziale, chcę wiedzieć, czy to opowiadanie zmierza w dobrą stronę.
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie ile motywacji do dalszego pisania mi dają! <3
Pozdrawiam,
W.
Jest świetne!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zmierza! Jeszcze się pytasz? :D
Twoje opowiadanie jest GENIALNE! Z ręką na sercu przyznaję, że to jedno z moich ulubionych ♥ Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały :*
OdpowiedzUsuńNo tak, zaczyna być poważnie ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie uwielbiam opowiadania o Ginny, sama jeden pisałam, ale skończyłam.
Dużo o Neville'u i Colinie, mało o Malfoy'u - za to plus!
Ciekawe były te listy – Ginny spotykająca się z małym Malfoyem.
Czekam na następne rozdziały!
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/
ciekawy pomysł z listami, kolejna... różnica zdań. co z tego wyniknie. czekam!
OdpowiedzUsuńNo i się doczekałam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam sprzeczki Draco i Ginny - czy to zdrowe? XDDDD
Super rozdział - długi, dużo akcji i dobre wprowadzenie w świat Ginny, czekam na więcej takich zdarzeń :D (po raz kolejny, czy to zdrowe? XD). Mam nadzieje, że skończyłaś już z tak dlugimi przerwami bo szczerze nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Weny!
P.S Przy okazji dalej mam focha, że mnie nie poinformowałaś.
Rozdzial niezly, ale chce wiecej Dracona xD.
OdpowiedzUsuńWreszcie się doczekałam. Warto było.
OdpowiedzUsuńFantastyczny i mroczny rozdział, który się fantastyczni czytało. Ale co racja o racja - To już nie jest Hogwart. Poza tym odkrycie Ginny nieocenione - tak, Malfoy to też człowiek, choć biedny (duchowo) człowiek...
Ciekawi mnie dalsza akcja. Więc szybko pisz kolejne rozdziały ♥
Pozdrawiam gorąco
Warto było czekać, jedno z moich ulubionych opowiadań. Jestem ciekawa czy Malfoy ściagnie swoją maskę, czy pokocha Ginny? Tyle pytań, a odpowiedzi w następnych rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńWarto było czekać, jedno z moich ulubionych opowiadań. Jestem ciekawa czy Malfoy ściagnie swoją maskę, czy pokocha Ginny? Tyle pytań, a odpowiedzi w następnych rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńTęskniłam za tą historią.
OdpowiedzUsuńRozdział wciąga już od pierwszych zdań. To straszne, co dzieje się w Hogwarcie, z każdym dniem jest coraz gorzej. Podoba mi się, jak to wszystko opisujesz, panikę, terror, nieufność. Moim zdaniem to opowiadanie idzie w bardzo dobrym kierunku, znane nam wydarzenia stają się czymś nowym.
No i wielki plus za Malfoya. "Może i zadowolonym, ale zdecydowanie nieszczęśliwym, chłopcem" - to zdanie <3 Tak właśnie wyobrażam sobie młodego Draco. Ze wszystkich Malfoyów, o których czytałam w fanfikach, Twój zajmuje u mnie wysokie miejsce, może nawet najwyższe. Pokazujesz go tak... dojrzale. Jest cyniczny, jest wredny i niebezpieczny, ale jednocześnie taki... rozgoryczony, smutny. Bardzo lubię jego sceny z Ginny, są wciągające i ciekawe :)
Pozdrawiam i weeeny! :)
Nie mogłam się doczekać :) Ale wreszcie!
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić? Rozdział jak wszystkie inne cudny! *-*
Ginny i Draco połączeni w taki sposób? Orginalny pomysł :)
W niektórych momentach tego bloga prawie się popłakałam :D
Normalnie umieram z ciekawości co będzie dalej!
A więc pisz! Pisz co dalej!
Pozdrawiam
I zapraszam na swojego bloga: rogacz-i-lania.blogspot.com
//Rogaczka
Jeju *.* boskie ! Uwielbiam takie klimaty ♡
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ♡♥♡
Tęskniłam za tym blogiem, mam nadzieję, że następne rozdziały będziesz dodawać regularnie! ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, poruszający, trochę przerażający, ale wspaniały, uwielbiam tą atmosferę którą wprowadzasz!
Ściskam cieplutko! <3
Akcja ze Śmierciożercami (Śmierciojadami - jakie fajne określenie!) była naprawdę interesująca. No i uwielbiam dialogi między Draco a Ginny i jestem chętna na więcej ich. ;) Oczywiście czekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że zostanę o tym poinformowana (kontakt podany w dwóch miejscach na tym blogu xD). :p
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńW przyszłym tygodniu. :)
Usuń