[08] Tortury



14 września 1997r.
Otwieram oczy i szybko mrugam powiekami, chcąc odpędzić pozostałości snu. Znowu tu była, w mojej głowie. Gwendolyn Trelawney – czarownica z moich koszmarów.
Podnoszę się na łokciach i zrzucam kołdrę na podłogę. Jest mi tak strasznie ciepło, że ledwo mogę oddychać. Przez kilka minut leżę w bezruchu, wpatrując się w biały sufit. Dopiero kiedy zaczynam się czuć lepiej, powracam myślami do Gwen.
Musicie się spotkać. Obydwoje umieracie.
Przemówiła do mnie. Po raz pierwszy nie pokazywała mi swojego życia. To dziwne. Gwendolyn Trelawney nie żyje od jakiś pięciuset lat. Czyżby objawianie się w snach, o których piszą w książce, którą dostałam od Narcyzy, wliczało też to? Przerażające. Ktokolwiek wymyślił tę klątwę, nie mógł być zdrowy na umyśle.
Nie widziałam Malfoya od ośmiu dniu, od naszego spotkania w małżeńskim dormitorium. Nie wiem, skąd Gwendolyn, czymkolwiek ona jest, mogła to wiedzieć. Być może to ja sama wyobraziłam sobie Śnieżkę przez to, jak bardzo źle się czuję. Sześć godzin na lekcjach to zdecydowanie za mało czasu, by poprawić stan naszego zdrowia. Na dodatek Malfoy nie pojawił się na naszym wtorkowym dyżurze. Najwyraźniej mnie unika.
Łóżko Natalie jest puste. Musiała pójść na śniadanie, na które ja się nie wybieram. Straciłam apetyt po tym, jak wczorajsza kolacja wyszła ze mnie na schodach na czwartym piętrze. Albo Natalie znowu gdzieś zniknęła. Ostatnio często to robi. Stała się tajemnicza i oddalona. Czasem mam wrażenie, że wie, że coś ukrywam i dlatego się tak zachowuje.
Stawiam stopy na podłodze i szybko wstaję z łóżka. Moje nogi zaczynają drżeć. Biorąc głęboki wdech, robię krok do przodu i upadam na podłogę.
–  Niech to szlag! – warczę i podwijam nogawkę piżamy, by rozmasować stłuczone kolano. Zaczynam tracić władzę w nogach, a to oznacza tylko jedno. Muszę się spotkać z Malfoyem.

~*~

Stawiając na szczęście, nie wysyłam wiadomości do Malfoya, tylko od razu po przebraniu się idę do dormitorium. Skoro ja nie dałam rady ustać na nogach, on pewnie też, dlatego jestem niemalże pewna, że i on przyjdzie się ze mną spotkać.
Mam rację. Kiedy wchodzę do pokoju, Malfoy już na mnie czeka. Siedzi na tym samym krześle, na którym widziałam go ostatnio.
– Do twarzy ci z tymi sińcami pod oczami, wiesz? – Na jego usta wstępuje drwiący uśmieszek.
Ignoruję jego zaczepkę, podchodzę do krzesła obok Malfoya i siadam na nim. Blondyn jest inny niż ostatnio. Znów taki pewny siebie, taki malfoyowaty. Jego wygląd również się zmienił. Zdecydowanie schudł – czarna koszulka z długim rękawem nie opina go tak, jak powinna, a spodnie wiszą na nim. Wokół prawej dłoni ma owinięty jakiś biały materiał splamiony krwią.
– Kto ci tym razem zawinił? Pierwszak? A może jakiś mugol?
– Szklanka – odpowiada jadowitym tonem. – Rano…
– Rozumiem. Też miałam dzisiaj bliskie spotkanie z podłogą.
– U mnie trafiło na szafkę nocną. – Delikatnie masuje dłoń przez szmatkę. Zastanawiam się, jak bardzo głęboka jest ta rana, widząc ból w jego oczach, kiedy jej dotyka. Wiem, że mogłabym ją uleczyć. Ale nie mam zamiaru mu pomagać.
– Czy ona… też ci się śni? – pytam nieśmiało. Wspominając dzisiejszy upadek, przypominam sobie o śnie.
– Kto? – Malfoy podnosi na mnie wzrok i przygląda mi się z uwagą. – Gwendolyn?
Potakuję.
– Tak.
– A dzisiaj rano? Przyśniła ci się? – Jestem strasznie ciekawa, czy słowa Gwendolyn są tylko wytworem mojej wyobraźni.
Malfoy kręci przecząco głową. Nawet jeśli interesuje go, dlaczego pytam o poranek, nie podtrzymuje tematu. Odwraca się i spogląda za okno, za którym pada deszcz. Nadeszła jesień i pogoda staje się coraz gorsza, zupełnie jak atmosfera w Hogwarcie.
– Przeczytałam je. To znaczy kilka z nich – mówię, nim zdążam się powstrzymać. Czuję się potwornie z tym, że jedyną osobą, z którą mogę o tym porozmawiać, jest właśnie on. A ja bardzo potrzebuję rozmowy. Bardziej niż czegokolwiek innego. Czasami mam wrażenie, że się duszę, kiedy myślę o tym wszystkim i nie mogę nikogo się poradzić.
– Co? – Znowu patrzy na mnie. To takie… niecodzienne. Siedzieć z nim, rozmawiać twarzą w twarz.
– Listy – dodaję szybko.
Przez chwilę milczymy, przyglądając się sobie nawzajem. Myślę, że zastanawia go to, co jest wewnątrz koperty, którą mi przekazał, ale nie spyta mnie o to.
– W pierwszym opisywała dzień, w którym zobaczyła cię po raz pierwszy. Miałeś pięć lat. – Przerywam, spoglądając mu prosto w oczy w poszukiwaniu wesołych ogników, o których wspomniała Molly. Jednak jeżeli jakiekolwiek szczęście kiedykolwiek błyszczało w jego oczach, już dawno zniknęło. – Potem dzień, w którym się poznaliśmy. Podobno bawiliśmy się w schowku na miotły. To znaczy, pamiętam ten dzień, ale nie wiedziałam, że tym chłopcem byłeś ty… – Chłopak przysuwa się bliżej, opierając głowę na ręce. – Pamiętasz to?
– Tak – odpowiada z wahaniem. Może nie chciał się przyznać?
– W ostatnim, który przeczytałam, pobiliśmy się. – Malfoy wydaje z siebie coś, co brzmi jak „mhm” na znak, że pamięta. – Prosiła mnie w nim o wybaczenie. Ale…
– Nie ma wybaczenia. – Otwieram usta, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Tkwię w szoku. Nigdy bym nie przypuszczała, że ja i Malfoy możemy się tak dobrze rozumieć. Nawet w takich okolicznościach.
– Właśnie.

~*~

15 września 1997r.
Choć miałam dopiero jedną obronę przed czarną magią, cieszę się na nią. Wygląda na to, że Amycus Carrow jest lepszym człowiekiem od swojej chorej siostry Alecto.
– Ciekawe, co będziemy dzisiaj robić. – Natalie łapie mnie pod ramię i opiera głowę na moim ramieniu.
– Mam tylko nadzieję, że coś normalnego i związanego z podstawą programową, a nie z nienawiścią do mugoli. – Neville postukuje palcem wskazującym w podręcznik do OPCM, który trzyma w lewej dłoni. – Wystarczy, że musimy się użerać z Alecto trzy razy w tygodniu.
         – Nawet nie zaczynaj mówić o tej babie, po nocach śnią mi się trolle z mugoloznawstwa. – Colin przewraca oczami. Chwilę później rozlega się głośny dzwonek. Równo z nim drzwi z sali od obrony otwierają się na oścież.
         Wchodzimy do sali jako jedni z pierwszych, dlatego tym razem możemy usiąść w ostatniej ławce. Natalie i ja razem, a obok, w przyłączonej do naszej ławce, Colin z Nevillem. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do Longbottoma – i Ślizgonów, w tym Malfoya – obecności na kilku lekcjach w tygodniu.
         Z przodu klasy, za dębowym biurkiem, siedzi profesor Carrow. Ma na sobie czarną szatę. Obserwuje uważnie salę z uśmiechem na twarzy, który poszerza się z każdym razem, gdy jego wzrok spoczywa na jakimś uczniu ze Slytherinu.
         – Uśmiechnięty śmierciożerca – szepcze do mojego ucha Colin – to nie wygląda dobrze.
         Szturcham go ramieniem, próbując się nie roześmiać, i przykładam palec do ust, nakazując mu być cicho.
         – By bronić się przed czarną magią, należy się również nauczyć, jak się nią posługiwać. – Nauczyciel wstaje zza biurka i opiera się o nie na obydwu dłoniach. Zaczynam odczuwać niepokój. Od razu przypominają mi się lekcje z Bartym Crouchem i to, jak dręczył nas zaklęciem Imperiusa. –  Czyli, tak jak uczył was parę lat temu mój poprzednik, należy dobrze poznać zaklęcie, żeby móc się przed nim obronić.
         – O czym on, do cholery, mówi? – Kopię Natalie w  kostkę pod stołem. Serce zaczyna mi szybciej bić, a kilka czarnych plam pojawia się przed moimi oczami. Stres nie wpływa dobrze na moje zdrowie. Wczoraj spędziłam z Malfoyem tylko dwie godziny, przez co poczułam się trochę lepiej, ale nadal nie jestem w pełni sił. Na myśl o nim, mój wzrok odruchowo wędruje do pierwszych ławek, w których, ucieszeni, siedzą Ślizgoni. Brakuje kilku. Malfoya, Notta, Crabbe’a i Goyle’a.
         Natalie wzrusza ramionami.
         – Nie wiem, ale nie podoba mi się to.
         Ręka Meredith Johnson, Ślizgonki z mojego rocznika, szybuje dumnie w górę.
         – Co ma pan profesor na myśli? – pyta, kiedy Carrow udziela jej głosu skinieniem głowy. – Co będziemy robić?
         Usta Amycusa wykrzywia uśmieszek.
         – Będziemy ćwiczyli zaklęcia. – Salę przebiegają szepty i śmiech niektórych Ślizgonów. Przez chwilę nie mogę złapać oddechu. Trzymam się mocno ławki, by nie zsunąć się z krzesła.
         Drzwi otwierają się. Do sali wchodzą nieobecni Ślizgoni, ale nie są sami. Prowadzą ze sobą pierwszaka z Hufflepuffu. Zostawiają go obok biurka profesora i siadają na swoje miejsca.
         – Wspólnie z waszym dyrektorem ustaliliśmy, że sprzątanie Wielkiej Sali jest niewystarczającą karą za niesubordynację, której niektórzy z was dopuścili się w zeszłym tygodniu. – Swoje spojrzenie kieruje na Puchona. Ten mały chłopiec nie mógł nikogo zaatakować, więc musiał być w grupie osób, które miano przesłuchać i które uciekły. – Colin Creevey? Proszę, podejdź tutaj.
         Wstrzymuję oddech, kiedy Colin wstaje z ławki i idzie w stronę Amycusa.
         – W ramach twojej dalszej kary, powtórzysz to, co ja, dobrze?
         Zmieszany Colin potakuje kiwnięciem, a Carrow staje obok niego i prosi chłopca, by stanął kawałek dalej, pod oknami. Z kieszeni szaty wyciąga różdżkę i wymierza ją przed siebie.
         – Crucio! – Czerwone światło uderza w Puchona o rudych włosach. Chłopak wydaje z siebie krzyk i upada na podłogę, nie przestając krzyczeć. Ślizgoni biją brawo i gwiżdżą. Niektórzy przybijają sobie piątki.
         – Niech pan przestanie! – Wrzask wydobywa się z mojego gardła, ale, w porównaniu z krzykiem chłopca, jest bardzo cichy. Kilka sekund później, które wydają się być wiecznością, krzyk ustaje. Z podłogi słychać cichy szloch.
         Podnoszę się z krzesła.
         – Minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru za przeszkadzanie w lekcji. Jeżeli ktokolwiek z was jeszcze raz odezwie się albo, co gorsza, jeżeli ktokolwiek spróbuje tu podejść, dopilnuję, by chłopiec miał jeszcze gorzej. Creevey, twoja kolej.
         – Nie. – Pewność siebie, z jaką wypowiada to słowo, zaskakuje mnie. Nie wiem, czy ja byłabym równie odważna na jego miejscu. Brawo, Colin!
         – To nie była prośba. Imperio! – Niebieski strumień światła trafia w Colina. – Rzuć na niego Crucio.
         Uczniowie wstają po kolei, by lepiej widzieć to, co się dzieje na przodzie klasy. Niektórzy szepczą między sobą, obstawiając, czy Colin oprze się zaklęciu. Neville szturcha mnie ramieniem, by zwrócić na siebie moją uwagę. Gdy się odwracam, jego usta układają się w bezgłośne „co teraz?”. Pamiętając słowa Carrowa, w ten sam sposób odpowiadam „czekamy” i kieruję mój wzrok z powrotem na przód klasy. Colin wykrzywia twarz z wysiłku, mruży oczy, walcząc z zaklęciem.
Wbijam paznokcie w dłonie, powtarzając w myślach: „Dasz radę”.  
         Ale nie daje.
         Czerwone światło wydobywa się z różdżki Colina i godzi leżącego chłopaka w plecy. Krzyk ponownie rozchodzi się po sali. Trwa to niecałą chwilę, bo Colinowi udaje się wyrwać spod Imperiusa. Patrzy niezrozumiale na swoje ręce i na Puchona, który tym razem nie ma siły płakać. W oczach Creeveya zbierają się łzy.
         Dzwoni dzwonek. Ledwo rozbrzmiewa jego dźwięk, a Colin już jest przy drzwiach i wybiega z sali.
         – Malfoy, zanieś gnojka do skrzydła szpitalnego. Widzimy się po przerwie. A jeśli pan Creevey nie pojawi się na kolejnej lekcji, Gryffindor straci kolejne pięćdziesiąt punktów.
         A żebyś zdechł, Carrow.

         I Malfoy, i Colin nie pojawiają się na drugiej obronie. Ten pierwszy najwyraźniej musiał zostać z jedenastolatkiem u pani Pomfrey, a drugi… nie mam pojęcia gdzie zniknął. Z tego powodu następne czterdzieści pięć minut mija mi niemiłosiernie długo. Stukam nerwowo końcówką pióra o blat ławki, śledząc mozolne ruchy zegara wiszącego nad tablicą.
         Na szczęście Carrow nie przyprowadza kolejnych gości ani nie porusza jakichś niebezpiecznych tematów. O dziwo, każe nam otworzyć podręcznik na trzeciej stronie i przerabia z nami cały pierwszy temat.
         Po lekcji, pomimo tego, że mam jeszcze ONMS, udaję się do Wieży Gryffindoru w poszukiwaniu Colina. Niestety nie ma go w pokoju wspólnym i w jego dormitorium. Sprawdzam jeszcze w męskich toaletach, ale tam również go nie ma. Zrezygnowana wracam do wieży i mojego dormitorium.
         Natalie jest jeszcze na zajęciach, dlatego, korzystając z okazji, postanawiam poszukać jej pracy z mugoloznawstwa, której nie chciała mi pokazać w zeszły piątek, kiedy profesor Alecto rozdała je nam. W tym celu klękam obok jej łóżka i zaglądam pod nie. Od pierwszej klasy chowa tam wszystkie trolle. Nie mam zamiaru na to patrzeć, śmieje się za każdym razem, gdy wsuwa tam wypracowanie, z którego nie jest zadowolona.
         Znajduję tam trzy pergaminy. Dwa okropne – z transmutacji i eliksirów – oraz trolla z historii magii. Zapalam różdżkę i oświetlając przestrzeń pod łóżkiem, poszukuję zaginionego wypracowania. Jednak nie ma go tam. Może włożyła go przez przypadek do szafki nocnej?, myślę, podnosząc się z podłogi. Na kolanach przesuwam się do „szafki chwały”, jak zwykłyśmy ją nazywać.
         Jest. I to z pewnością nie przez przypadek. Na górze pergaminu wielkimi, czerwonymi literami znajduje się wybitny.
„Dlaczego mugole są gorsi? Wypisz dziesięć powodów i uzasadnij”. Praca, z której Natalie rzekomo dostała trolla.
„Po pierwsze, mugole śmierdzą. Przez ich brudną krew, która zarazem jest drugim powodem ich gorszości.  
Po trzecie, są głupi. Ich mózg nie jest na tyle rozwinięty, by mogli pojąć magię, co czyni ich gorszymi od nas.(...)”
– Ginny, co robisz?
Nawet nie zauważam, kiedy do pokoju wchodzi Natalie. Stoi z ręką na klamce, mierząc mnie złowrogim spojrzeniem.
– Natalie, co jest, do cholery? Powiedziałaś, że dostałaś trolla! – Odwracam pergamin w jej stronę, palcem wskazując na wybitny u góry strony.
– Bo wiedziałam, jak zareagujesz. Chciałabym zdać do siódmej klasy, wiesz?
– Z wybitnym z dręczenia mugoli? – sarkam.
– Dobrze wiesz, że zadanie było proste. Przecież to nic takiego… Daj spokój. – Dziewczyna podchodzi do mnie i wyrywa mi pergamin z ręki.
– I dlatego leży to w szafce z pracami, z których jesteś dumna?
– Och, przestań. Wsadziłam ją tam przypadkowo. – Natalie zwija wypracowanie w kulkę i wrzuca je pod łóżko. – Lepiej?
Przewracam oczami.
– Ginny, chcesz mnie o coś oskarżyć? Dobrze znasz moje poglądy, chciałam sobie podciągnąć ocenę, nie dorabiaj do tego historii.
Wstając z podłogi, kiwam głową. Coś w tym jest.
– Nie, wybacz. Przepraszam.

~*~

16.09.1997r.
         Colin nie wrócił do swojego dormitorium na noc. Wiem, bo spałam w jego łóżku, pomimo sprzeciwu Thomasa i Daniela – jego współlokatorów – czekając na niego. Pojawił się dopiero w trakcie śniadania, o czym poinformował mnie Neville przez sowę. Czym prędzej rzuciłam się biegiem w kierunku drzwi wielkiej sali, nie przejmując się przepraszaniem potrąconych po drodze osób.
         – Co z nim? – pytam, kiedy docieram na miejsce. Neville ma zmartwioną minę.
         – Nie wiem. Nie wpuścił mnie. Może tobie się uda. Powodzenia. – W pocieszającym geście ściska mnie za ramię niczym doktor, próbujący zdobyć moje zaufanie.
         – Colin? – Pukam do drzwi, wcześniej upewniając się, że jestem sama na korytarzu. – To ja, Ginny. Wpuść mnie.
         W odpowiedzi dostaję dźwięk tłuczonego szkła i ciche przekleństwa.
         – Wiem, że tam jesteś. – Ponawiam pukanie, tym razem o wiele głośniejsze. Nasłuchuję, ale odpowiada mi cisza. – Jeżeli nie otworzysz tych cholernych drzwi, to, na Merlina, przysięgam, że pójdę po McGonagall!
         Po głośnych, nieco dramatycznych, krokach, drzwi uchylają się na kilka centymetrów i staje w nich Colin tak, żebym nie mogła wejść.
         – Merlinie, Colin, piłeś? Śmierdzisz whisky! – Od razu uderza we mnie charakterystyczny odór. Napieram na chłopaka, próbując odblokować przejście, ale bezskutecznie. – Jak załatwiłeś alkohol?
         – Znam ludzi, którzy znają ludzi – odpowiada i uśmiecha się głupio.
         Macham ręką. Normalnie, jako prefekt, powinnam wypytać go o to i dowiedzieć się wszystkiego, ale to nie jest istotne teraz.
         – Colin… musimy porozmawiać.
         – Nie jestem w nastroju. – Drzwi zamykają się przed moim nosem tak szybko i niespodziewanie, że nie zdążam zareagować. – Idź stąd!
         Opieram głowę o framugę i zamykam oczy. Mam wrażenie, że zaraz pęknie mi serce, kiedy myślę o tym, co Colin musi przeżywać. Chciałabym mu jakoś pomóc. Chciałabym, żeby mnie do siebie dopuścił.
         – To nie była twoja wina. I nikt cię za to nie wini.

~*~

20.09.1997r.
         Nie zamieniłam z Colinem ani słowa od naszej poprzedniej rozmowy. To znaczy, ja próbowałam z nim porozmawiać, on ze mną niekoniecznie. Za każdym razem, gdy zaczynałam temat obrony przed czarną magią, chłopak odwracał się i odchodził. Jeżeli stał z nami, to tylko przysłuchiwał się rozmowie. Od czterech dni nie wydał z siebie żadnego słowa.
         Mimo iż profesor Carrow zachowuje się tak, jakby tortury na jego lekcjach się nie wydarzyły i prowadzi zwyczajną obronę, wszyscy drżą ze strachu przed jego zajęciami.
         Malfoy znowu nie pojawił się na wtorkowym dyżurze. Przysłał jakiegoś piątoklasistę ze Slytherinu, a kiedy spotkaliśmy się w czwartek w naszym dormitorium, żadne z nas nie poruszyło tego tematu. Tego i jakiegokolwiek innego.
         Jest sobota, której większość spędzam w bibliotece. Cztery fakultety to naprawdę dużo nauki, dlatego wychodzę z niej dopiero o dziewiętnastej, godzinę przed dyżurem z Colinem. Ledwo stawiam jedną nogę za drzwiami mojego dormitorium, nie zdążam nawet zamknąć za sobą drzwi, gdy czuję, że ktoś szarpie mnie za rękaw szaty.
         – Ginny, Neville kazał po ciebie posłać. Colin jest w kiepskim stanie, musisz iść ze mną. – To Tom, współlokator Colina.
         Bez chwili zastanowienia rzucam torbę z podręcznikami na podłogę i wybiegam z pokoju.
Na podłodze dormitorium numer czternaście leży Colin, pijany tak bardzo, że aż nieprzytomny.
         – Ginny, nareszcie! Nie wiemy, co robić! – woła Natalie na mój widok. Klęczy obok Creeveya i trzyma go za rękę.
         – Nie mamy pojęcia ile wypił, ale znasz go, nie ma słabej głowy – dodaje Neville. – Boję się, że się zatruł.
         – Hej, Colin, żyjemy! – Natalie delikatnie klepie go po twarzy, przez co chłopak otwiera oczy.
         – Merlinie, Colinie Creevey, coś ty narobił… – mówię bardziej do siebie niż do niego, bo nim kończę zdanie, Colin znowu odpływa. – Dobra, Neville, weź go pod pachy, ja złapię za nogi i przeniesiemy go do wanny. Natalie, przynieś wodę i ręczniki. – Łapię go za nogi i ostrożnie z Nevillem kierujemy się do łazienki. Thomas otwiera nam drzwi, a Daniel pomaga włożyć Creeveya do wanny.
         – Co teraz? – pyta Natalie, podając mi butelkę wody.
         – Teraz musi to zwrócić. Za pięćdziesiąt minut mamy dyżur. Jeżeli się na nim nie pojawi, a śmierciożercy przyjdą sprawdzić co z nim… nawet nie chcę o tym myśleć. – Odkręcam zakrętkę i przykładam butelkę do ust Colina. Już po pierwszym łyku zaczyna wymiotować.
         – Fuj! – woła Daniel, niewysoki okularnik z czarnymi włosami do łopatek.
         – Jak jesteś taki delikatny, to wyjdź – warczę. – Ręcznik, Nats. – Ocieram brodę Colina z wymiocin i podsuwam mu wodę. Chłopak kręci głową, niezadowolony.
         – Nie chcę – mamrocze.
         – Musisz. Proszę. Ostatni raz, okej? – Blondyn potakuje, niechętnie się zgadzając, i bierze porządny haust, po którym znowu wymiotuje. – Teraz to z ciebie spłuczę. – Sięgam po baterię i odkręcam kran. Zmywam z jego twarzy wymiociny i z koszulki, którą ubrudził, a kiedy jest już czysta, ściągam ją z niego. 
         – Przestań – mówi, kiedy ściągam jego pasek. – Najpierw ich stąd wyrzuć. Wszystkich. – Nie zaskakuje mnie jego prośba. Z pewnością nie chce, żeby tyle osób było świadkiem jego dalszego upokorzenia. A ja przeszłam z nim wszystko. Łącznie z niejednym przebieraniem go po ostro zakrapianej imprezie.
         Za moimi plecami Daniel wydaje z siebie niedwuznaczne „uuuuuuu!”.
         – Spieprzaj stąd, kretynie! – krzyczę. Nigdy za nim nie przepadałam, a dzisiaj naprawdę nie mam siły się z nim użerać. – Colin, Neville z nami zostanie, ok? Przydałaby mi się jego pomoc.
         Colin potakuje.
         – Przynieś jego piżamę, on już nigdzie dzisiaj nie pójdzie – mówię, słysząc dźwięk zamykanych drzwi. Chłopak od razu kieruje się w stronę drzwi, a ja odpinam spodnie Colina, ale przez to, że są całe mokre, nie dam rady sama ich zdjąć.
         – Możesz go delikatnie podnieść? Inaczej nie zdejmę tych spodni.
         – Okej. – Neville kładzie piżamę na krześle obok i chwyta Colina pod pachami.
         Kiedy w końcu udaje nam się zdjąć ciężki, mokry materiał dżinsów z Creeveya, jestem cała spocona.
         – A co z dyżurem, Gins? Zostało piętnaście minut – pyta Neville.
         – Zaraz coś wymyślę. – Wzdycham, czując ogarniającą mnie panikę. Nie mam żadnego pomysłu na to, jak wybrnąć z tej sytuacji. – Teraz musimy wyciągnąć go z tej wanny.
         Dziesięć minut później Colin jest suchy, przebrany w ciepłą piżamę i w łóżku.
         – Podstawcie mu miskę, przyda się w nocy – zwracam się do Thomasa i Daniela, przykrywając Creevey’a kołdrą.
         – Co z dyżurem? – Kiedy Neville ponawia pytanie, robi mi się ciemno przed oczami. Już dawno zauważyłam, że stres nie wpływa dobrze na klątwę.
         Klątwa!
         – Malfoy! – krzyczę, zanim zdążam ugryźć się w język. – Pójdę do Malfoya – dodaję już spokojniej.
         Wszyscy patrzą na mnie z zaskoczeniem.
         – Chyba zwariowałaś – mówi Neville, pukając się palcem w czoło.
         – No właśnie. Malfoy ci nie pomoże – dopowiada Natalie. Tylko że ani Natalie, ani Neville nie wiedzą tego, co ja wiem. Nie wiedzą, że Malfoy jest moim mężem. I że zawdzięcza mi życie. Dobra, ja też mu zawdzięczam życie, ale to już inny temat. – Malfoy to gnida. – Słyszę nienawiść w jej głosie i widzę odrazę na twarzy.
         Kiedyś bym się zgodziła, ale dzisiaj… Po tych wszystkich rozważaniach o obecności jego człowieczeństwa nie wiem. I dlatego nie mogę jej przytaknąć. Bo nie jestem pewna.
         – Chyba nie mam innego wyjścia? – I bez czekania na odpowiedź wychodzę z pokoju, a kiedy jestem już za drzwiami, ściągam obrączkę z palca i stukając w nią, myślę „Za pięć minut pod pokojem Ślizgonów. Nie spóźnij się”.

____________________
Przepraszam, że znowu tak późno...
Osoby, którym "wiszę" komentarze, proszę o przypomnienie mi o tym w komentarzach. :)
Pozdrawiam,
W.

26 komentarzy:

  1. Hejka!
    Dziś jest szczęśliwy dzień, w którym jest nowy rozdział na jednym z moich ulubionych blogów!
    Ciekawy rozdział... Ginny i Draco muszą się częściej spotykać! Mam nadzieję, że z Colinem będzie wszystko w porządku.
    A teraz pytanie: Kiedy nowy rozdział?
    Zapraszam do mnie rozdzielonetrio.blogspot.com
    Do zobaczenia,
    Maquarella

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłaś!
    I pierwsze co robisz to ucinasz w najlepszym momencie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział.
    Uwielbiam czytać twojego bloga.
    Ginny i Draco kocham ich.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. :D
    Fajna jest ta historia z Colinem. Nadałaś mu ciekawego charakteru, dla mnie zawsze był ciotowaty.

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto było czekać. Bardzo ciekawy rozdział. Przeżywa się go całym sobą. Zwłaszcza fragment, kiedy Colin musi rzucić Cruciatusa na tego biednego i niczego winnego Puchona. Aż mnie ciarki przeszły. Rozumiem, czemu się załamał. Każdy byłby chyba w takim stanie jeśli musiałby to zrobić (nie włączając nielicznych Ślizgonów o podłej do cna naturze).

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o więcej, pożądane drinny jest na wagę złota!
    *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział! Niemal się popłakałam gdy Colin musiał rzucić tego Criciatusa... :( ale ogromnie podoba mi się jak przedstawiłaś przyjaźń Colina i Ginny! Postać Natalie jest dla mnie jedną wielką niewiadomą...

    Ściskam, pozdrawiam cieplutko i nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział ♥
    Tamta lekcja OPCM była okropna, współczuję Colinowi :< W piękny sposób pokazujesz jego przyjaźń z Ginny :')
    To najlepsze, pod każdym względem, Drinny, jakie kiedykolwiek czytałam - czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Znasz jakieś blogi jeszcze o Draco i Ginny?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham, ubóstwiam, czekam! <3
      Ciężko znaleźć tak dobre drinny!
      ~Pani M.

      Usuń
  11. Naprawdę świetny blog :) I świetny, oryginalny pomysł!
    Długo czekałam na rozdział 8, a przy okazji przeczytałam wszystko od początku żeby sobie odświeżyć co działo się wcześniej no i w sumie nie żałuję, bo nawet przy czytaniu jej drugi raz, historia mnie porwała :D
    Dodaję do linków u siebie i będę zaglądać :D
    Atelier ze {stop-dreaming.hp.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń
  12. Już tylko czekałam, kiedy zacznie się terror Carrowów. Muszę przyznać, że to straszne zmuszać uczniów, by torturowali młodszych kolegów. Kocham Colina za pewność, z jaką powiedział 'nie'. Biedny, to całe zdarzenie mocno nadszarpało jego zdrowie. Jestem pełna podziwu, że Ginny tak się o niego troszczyła. Widać, że to prawdziwa przyjaźń.
    Zdumiała mnie sytuacja z Natalią. Aż ciarki przeszły! Z jednej strony to tylko praca domowa... z drugiej zaś jednak obrzydliwe kłamstwo. Nie wiem, co bym sobie pomyślała na miejscu Ginny.
    No i dziewczyna teraz postanowiła poszukać wsparcia u Malfoya. Miejmy nadzieję, że chłopak jej pomoże. Ostatecznie... są mężem i żoną xD
    Świetny rozdział, bardzo emocjonalny. Czekam na więcej! ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo podoba mi się to, jak subtelnie zmieniły się relacje Ginny-Draco. Nie potrafię powiedzieć, co dokładnie się między nimi wydarzyło, co się zmieniło, ale strasznie podobał mi się fragment, gdy siedzą koło siebie i ta ich rozmowa jest taka... Ugh, ciężko mi się wysłowić. Nie wiem sama, jak to określić, ale podoba mi się bardzo. Wielki, przeogromny plus za to!
    Zabieraj się szybko za kolejny rozdział i mam wieeeeelką, ogroooomną prośbę - dłuższe rozdziały! Dłuższe rozdziały! Dłuższe rozdziały!
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  14. Pięknie. Mimo, że preferuję bardziej paring Remus-Tonks, twoje opowiadanie naprawdę mnie zafascynowało. Leci obs! Będę tu zaglądać. Masz bardzo ciekawy lekki styl. Bardzo oryginalna historia. Przeczytałam właśnie wszystko i mam nadzieję, że już niedługo pojawi się nowy rozdział. Czekam, czekam, czekam. Pozdrawiam! :D

    Skye

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj :)

    Trafiłam na Twojego bloga przez Twój komentarz u Ignise, a właściwie bardziej przez jej odpowiedź, w której napisała, że wciągnęła się w Twoją historię. Myślę sobie: "uuu... Ignise w coś się wciągnęła, to musi być to całkiem dobre. Lecę sprawdzić!" No i tak trafiłam tutaj i zaczęłam czytać Twoje opowiadanie. Właściwie potem, na którymś z rozdziałów stwierdziłam, że chyba już kiedyś to czytałam, przynajmniej jakiś fragment wyrwany z kontekstu.
    Tak czy inaczej ja również wciągnęłam się w Twoją historię. Naprawdę przypadła mi do gustu mimo, że nie jestem jedną z tych największych miłośniczek Draco Malfoya. Chyba przywykłam do tego, że większość ciekawych fanfiction jest właśnie o nim, co w sumie nie jest wcale takie dziwne, jeśli wziąć pod uwagę szerokie pole manewru z tą postacią. Nie przepadam za narracją w czasie teraźniejszym ale u Ciebie nie razi mnie to tak bardzo.
    Ogólnie mi się podoba. Fajnie, że akcja nie kręci się wokół Ginny i Draco, a ich relacja rozwija się jakby gdzieś w tle życia Ginny, w tych trudnych czasach. Intryguje mnie również ta dość zażyła relacja bohaterki z Colinem i gdybam sobie jaki ma cel i przyszłe rozwiązanie...
    Masz fajne pomysły, więc mam nadzieję, że nie stracisz weny i motywacji do pisania. Powodzenia i czekam na następny rozdział! Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej :)
    Świetny rozdział :) Po prostu padam z zachwytu ;)
    Mam nadzieję, że kolejny będzie szybko :D
    Pozdrawiam ;)
    I zapraszam na mojego bloga: rogacz-i-lania.blogspot.com
    //Rogaczka

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział, warto było czekać! Choć zastanawiają mnie pewne rzeczy... Dlaczego Neville i Ginny mają lekcje w tym samym czasie, skoro jest między nimi różnica roku? No i ten Colin - między nim a Ginny chyba też jest różnica roku, o ile dobrze kojarzę? No, chyba że to jest małe ominięcie kanonu. :p No i co się dzieje z Harrym, Hermioną i Ronem? Mam nadzieję, że te kwestie się wkrótce wyjaśnią. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia obecności Neville'a została wyjasniona wcześniej - zgodnie z nowymi zasadami, 6 i 7 rok lekcje z Carrowami ma razem. A Harry, Ron i Hermiona szukają horkruksów, przecież mamy 1997 rok! I wojenny Hogwart! :D A Colin jest w wieku Ginny w kanonie. :)

      Pozdrawiam,
      W.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. O, dzięki za wyjaśnienie! Musiałam gdzieś to przeoczyć. Wiem, wiem, że złote trio szuka horkruksów, zastanawia mnie tylko, dlaczego bohaterowie o nich nic nie wspominają... Z drugiej strony - przecież Hogwart opanowali śmierciożercy, więc wspominanie o nich mogłoby być dosyć niebezpieczne. ;) I teraz tak patrzę - faktycznie! Colin pojawił się przecież w drugiej części, czyli jest rówieśnikiem Ginny. Dzięki za przypomnienie. :D

      Usuń
    4. Raz o nich wspominali. A zaraz wkarczamy w tematy Gwardii Dumbledore'a II, także z pewnością zaczną o nich mówić :P

      Usuń
  18. Wiesz, że ta historia jest cudowna?
    Na pewno wiesz.
    Bardzo podoba mi się postać Draco, Ginny zresztą też. Masz świetny pomysł i dobrze go wykorzystujesz.
    Akcja nie rozwija się ani za szybko, ani za wolno.
    Każda sytuacja, ma swoje wytłumaczenie, nic nie dzieje się bez powodu.
    Przebaczenie... Trudno jest komuś wybaczyć, a zwłaszcza, jeśli ktoś Cię sprzedał, to okropne. Nie dziwię się, że Ginny tak zareagowała, to jej dusza.
    Przeczytała listy, bo Malfoy jej to zasugerował, awww.
    Mam nadzieję, że za chwilę pojawi się kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać.

    Pozdrawiam, dużo zdrówka i weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Jejku.. Ledwo zaczęłam czytać, a tu juz koniec! Tak się nie robi!
    Czekam na dalsze rozdziały, bo strasznie mi się podoba:D

    OdpowiedzUsuń